
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego większość ludzi nie jest w stanie zbić majątku na giełdzie, mimo że wszyscy grają na tym samym rynku? Powód jest prosty – oni podążają za tłumem, łudząc się, że kupowanie tego, co popularne, przyniesie im sukces.
Tymczasem największe pieniądze inwestorzy zarabiają tam, gdzie większość boi się nawet zajrzeć. W mrokach nieefektywności, wśród spółek borykających się z brakiem pieniędzy, czai się prawdziwa majętność. I właśnie tam pojawiał się Edward Lewis – główny bohater filmu Pretty Woman – który jak drapieżnik wkraczał na rynek, gdy inni uciekali w popłochu. Człowiek ten nie szukał sukcesu w świetle fleszy. On szukał firm z problemami finansowymi, dzielił na kawałki i sprzedawał z zyskiem.
Pretty Woman to film, który z jednej strony karmi nasze marzenia o miłości przekraczającej granice społecznej akceptacji, a z drugiej – brutalnie demaskuje mechanizmy rządzące światem biznesu i finansów. Historia zaczyna się od Edwarda Lewisa, bezwzględnego inwestora, który traktuje firmy tak, jak inni traktują nieruchomości – kupuje je tanio, restrukturyzuje, a następnie sprzedaje z zyskiem, nie zważając na losy ludzi, którzy wcześniej je budowali. Ten facet jest jak chirurg, który nie obawia się śmiałych cięć: z zimną krwią tnie spółki na kawałki, aby wycisnąć z nich jak największy zysk.
W samym środku tego finansowego tornado pojawia się Vivian Ward, prostytutka z Los Angeles, która przez przypadek wkracza w życie głównego bohatera. To przypadkowe spotkanie staje się katalizatorem wydarzeń, które wstrząsną zarówno życiem Edwarda, jak i jego podejściem do biznesu. Film, który z pozoru jest romantyczną komedią, tak naprawdę pokazuje bezduszny świat wielkich pieniędzy, w którym ludzie są jedynie pionkami w grze o maksymalizację zysków.
Edward Lewis to człowiek, który zarabia pieniądze na ludzkich porażkach. Nie jest typowym inwestorem, który stawia na rozwój i długoterminowe budowanie wartości. On specjalizuje się w przejmowaniu firm, które są na skraju upadku, w fazie zmierzchu działalności, i traktuje je jak padlinę, którą można jeszcze obgryźć do kości.

Jego strategia jest brutalnie prosta i efektywna: kupuje spółki z wewnętrznymi problemami, po czym utrzymuje je przy życiu, wyprzedając aktywa kawałek po kawałku. To człowiek, który wchodzi tam, gdzie inni widzą tylko chaos i rozpacz, widzi wartość tam, gdzie inni inwestorzy widzą tylko klęskę. Edward jest mistrzem w sztuce bezwzględnej restrukturyzacji, gdzie liczą się nie sentymenty, a twarde liczby – liczą się tylko zyski i straty.
Kim zatem jest fikcyjny, choć niepozbawiony licznych rzeczywistych wzorców, Edward Lewis? Chirurgiem czy padlinożercą? Chyba jednak tym drugim, skoro firmy to dla niego nie żywe organizmy, które można uleczyć, ale martwe ciała, z których można jeszcze wycisnąć sporą ilość pieniędzy. Działa bez emocji, z chirurgiczną precyzją wycinając to, co nieopłacalne, i przekształcając to, co zostaje, w gotówkę. Nie interesują go pracownicy, którzy stracą pracę, ani społeczności, które zostaną zrujnowane. Jego jedynym celem jest maksymalizacja zysków, niezależnie od ludzkich kosztów.
Jeżeli nie widzieliście jeszcze tego filmu, a interesujecie się giełdą i inwestowaniem, to obejrzyjcie go. Film jest naprawdę dobry.
Główny bohater to mistrz operowania na rynkach, które większość inwestorów omija z daleka – rynkach nieefektywnych. To miejsca, gdzie wyceny firm są tak zniekształcone, że przeciętny gracz giełdowy ich nie rozumie i boi się na nich stracić swoje pieniądze. Ale nie Edward. Dla niego takie rynki to żyła złota – okazje, których inni nie dostrzegają, bo są zbyt zajęci podążaniem za tłumem po bezpiecznych wodach rynków efektywnych. On inwestował dokładnie w miejscu zaznaczonym kolorem czerwonym.

Kupował tylko spółki z problemami, w których panował bałagan, gdzie ceny akcji nie odzwierciedlały rzeczywistej ich wartości, lecz były wynikiem paniki, dezinformacji i braku zrozumienia.
Działał tam, gdzie przejściowe problemy i brak dobrego zarządzania sprawiały, że ceny aktywów były dalekie od ich rzeczywistej wartości. Gdzie za bezcen można kupić aktywa, które przy odpowiednim podejściu mogą wygenerować ogromne zwroty na zainwestowanym kapitale. I to właśnie w tych niszach Edward Lewis zbudował swoje imperium, czerpiąc zyski z rynkowych outsiderów.
Główny bohater filmu nie zbudował swojego majątku na podążaniu za tłumem ani na grzecznym inwestowaniu w stabilne, przewidywalne firmy. Jego bogactwo pochodziło z bezwzględnego wykorzystywania rynków nieefektywnych. To właśnie w tych najciemniejszych zakątkach, na gruzach bankrutujących spółek i w upadłych gigantach Lewis odnalazł swoją strategię inwestycyjną.
Dzięki takiemu podejściu Edward Lewis stał się człowiekiem, który nie tylko przetrwał w świecie finansów, ale także wzniósł się na sam jego szczyt. Jego majątek to efekt wyrachowanej gry, w której stawką były nie tylko pieniądze, ale także reputacja i przyszłość całych firm.

Inwestowanie na rynkach nieefektywnych to strategia, którą większość inwestorów ignoruje – i to właśnie dlatego przynosi ona tak dobre zyski. Rynki nieefektywne to te zakątki giełdy, gdzie ceny akcji nie odzwierciedlają rzeczywistej wartości przedsiębiorstw, a inwestorzy kierują się przede wszystkim emocjami, a nie faktami. O ile na rynkach efektywnych wszyscy mają teoretycznie dostęp do tych samych informacji, a ceny są w miarę stabilne i przewidywalne, to na rynkach nieefektywnych panuje niezrozumienie, dezinformacja i strach. I to jest dokładnie to miejsce, gdzie można zarobić największe pieniądze.
W tej niepewności kryją się okazje, które większość inwestorów przeocza, bo są zbyt zajęci szukaniem stabilności i bezpieczeństwa. Inwestorzy, którzy potrafią zajrzeć na nieefektywne rynki, znajdą niedoszacowane aktywa. To tam toczy się gra o znacznie wyższe stawki, a potencjalne nagrody są naprawdę wysokie.
Czy to znaczy, że ja zachęcam Was do takiego działania jak Edward Lewis? NIE.
Chciałem Wam tylko pokazać, że tam, gdzie rynek jest nieefektywny, również są ponadprzeciętne możliwości. Nie pochwalam sposobu działania Edwarda Lewisa. Uważam jego metody za nieetyczne. Ale już niedługo pokażę Wam, jak w sposób etyczny i przy zmodyfikowanej strategii zarabiać na nieefektywnych rynkach. Zarabiać dobrze i z poczuciem dumy, że oprócz prywatnych zysków generujemy też wartość dla całego społeczeństwa.
Edward Lewis to bohater fikcyjny. Ale na rynku są inwestorzy, którzy naprawdę w realnym świecie działają na nieefektywnych rynkach. Wystarczy spojrzeć chociażby na imperium Warrena Buffetta i Charliego Mungera, jednych z największych inwestorów naszych czasów.
Warren Buffett i Charlie Munger, podobnie jak filmowy Edward Lewis, rozumieli, że prawdziwe pieniądze znajdują się tam, gdzie pozostali inwestorzy widzą głównie ryzyko. Ich wehikuł inwestycyjny zbudował niewyobrażalną fortunę na inwestycjach w nieefektywne rynki. I to jest właśnie prawdziwa sztuka inwestowania – dostrzeganie wartości tam, gdzie inni niczego nie widzą.
Nie wierzycie? To zobaczcie, gdzie w swojej historii inwestował wehikuł inwestycyjny Berkshire Hathaway…Ale o tym napiszę Wam już w kolejnej części.