
Czy znacie zabawę w muzyczne krzesełka? Krzesełka ustawione są na środku sali, a w tle rozbrzmiewa muzyka, przy której tańczą uczestnicy. Nagle, gdy muzyka milknie, każdy próbuje zająć jedno z krzeseł. Problem w tym, że krzeseł jest zawsze o jedno za mało dla wszystkich uczestników.
Ta gra kojarzy mi się od razu z grą spekulacyjną na giełdzie. W tle leci sobie przyjemna muzyczka, spekulanci z wypiekami na twarzy kręcą się wokół krzesełek, ale jest pewien mały, drobny szkopuł: jednego krzesełka na końcu dla kogoś zabraknie.
Dokładnie tak samo jest na giełdzie, kiedy zaczynacie bawić się w spekulację. Kupując lub sprzedając akcje na giełdzie, niczego konkretnego nie wytwarzacie. Nie wspieracie firm, gospodarki, nie tworzycie nowych miejsc pracy. Jedyne, co robicie, to przesuwacie pieniądze z kieszeni jednego spekulanta do drugiego. To zwyczajna gra w to, kto jest większym głupkiem i kto zostanie na końcu bez krzesełka.

Wszystko to zaczęło się w Amsterdamie w XVII wieku, gdzie z inicjatywy Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej powstała pierwsza giełda na świecie. Jej głównym celem było finansowanie długodystansowych transportów towarów z dalekiej Azji Południowo-Wschodniej.
W tamtych czasach handel towarami z Azji był niezwykle dochodowy. Każdy statek, który bezpiecznie przypłynął do Europy, przynosił dziesięciokrotność zainwestowanego kapitału. Jednakże przedsięwzięcie to wiązało się z ogromnymi kosztami – zakupem statków, rekrutacją załogi, wypłatą pensji marynarzom – oraz było obarczone znacznym ryzykiem niepowodzenia. Sztormy, piraci oraz możliwość buntu lub kradzieży dokonanej przez załogę stanowiły realne zagrożenia.
Chociaż przedsięwzięcie to było zarówno ryzykowne, jak i trudne, możliwe zyski były ogromne. Bogaci kupcy dysponowali wystarczającymi środkami na jego finansowanie i nie mieli problemu ze znalezieniem odważnych kapitanów gotowych poprowadzić statki. Ich głównym wyzwaniem było jednak zabezpieczenie ryzyka związanego z każdą wyprawą.
Kupcy holenderscy wpadli na pomysł, który zrewolucjonizował finansowanie międzynarodowego handlu: założyli Kompanię Wschodnioindyjską, aby sfinansować pierwsze wyprawy handlowe. Kapitan pierwszego statku otrzymał ofertę 25% udziału w zyskach, a ponadto nie wymagano od niego wkładu finansowego. W zamian miał szansę na sławę po wsze czasy lub — w przypadku niepowodzenia — na utratę reputacji i zapomnienie. Propozycja przyciągnęła chętnych i wkrótce pierwsza ekspedycja wyruszyła w nieznane.

Wieść o sukcesie pierwszej wyprawy, która bezpiecznie wróciła do Amsterdamu, szybko rozeszła się po mieście. Kupcy cieszyli się ogromnymi zyskami, co przyciągnęło uwagę innych zamożnych mieszkańców pragnących podobnych zysków. Ostrzeżenia i próby uświadomienia związanych z wyprawą ryzyk, tak jak dzisiaj, wielu ignorowało, skupiając się wyłącznie na potencjalnych korzyściach.
Aby zabezpieczyć swoje ryzyko związane z kolejnymi wyprawami, doświadczeni kupcy zdecydowali się na założenie pierwszej giełdy. Rozpoczęli emitowanie akcji Kompanii Wschodnioindyjskiej, co pozwoliło na rozpoczęcie pierwszych notowań giełdowych.
Doświadczeni kupcy sprytnie zarządzali swoimi akcjami. Trzymali je, gdy statki płynęły bezpiecznie, natomiast w przypadku problemów — jak sztormy, bunty załogi czy ataki piratów — sprzedawali je innym mieszkańcom Amsterdamu za czterokrotność kosztów wyprawy, zabezpieczając w ten sposób swoje ryzyko.
Jeśli statek bezpiecznie dotarł do celu, zysk z wyprawy dla mieszczan był wciąż sowity. Jednak jeśli wyprawa zakończyła się niepowodzeniem, wartość akcji spadała do zera, pozostawiając spekulantów z pustymi rękami. W ten sposób bogaci kupcy stworzyli dla siebie aktywa generujące dochód, niezależnie od wyniku poszczególnych ekspedycji, a spekulacja na giełdzie zaczęła przypominać grę w muzyczne krzesełka, która trwa niezmiennie przez stulecia.
Od czasu założenia pierwszej giełdy minęło już niemal 450 lat, ale zasady gry rynkowej nie uległy znaczącej zmianie. Niektórzy nadal kupują, tworzą lub finansują aktywa, podczas gdy inni spekulują na ich cenie, ciągle grając w muzyczne krzesełka.

Z czasem, po doświadczeniu kilku strat, ci ostatni zaczęli baczniej obserwować ceny i oceniać ryzyko. Z tego zainteresowania cenami narodziła się analiza techniczna. Inwestorzy zaczęli zadawać sobie pytania: Czy aktualna cena jest wysoka, czy niska? Gdzie znajduje się wsparcie, a gdzie opór? Pojawiły się też oscylatory, wskaźniki Fibonacciego, a pewien japoński handlarz ryżu wprowadził nawet „teorię świec”. Wszystkie te narzędzia sprowadzały się do jednego – analizy cen.
Od tego czasu spekulanci analizują wykresy cen, szukając optymalnych punktów zakupu. Mimo upływu 450 lat mechanizmy spekulacji pozostały niezmienne: dominuje ciągłe zainteresowanie ceną. Gra w muzyczne krzesełka trwa nieustannie, a jej uczestnicy próbują znaleźć „większego głupca”, aby sprzedać akcje po wyższej cenie. Na końcu tej gry, nieuchronnie, ktoś zostanie bez krzesełka. Tak oto rynek trwa dzień za dniem, tydzień za tygodniem, rok za rokiem, niezmiennie przez wieki.
Pamiętajcie, kiedy ktoś prezentuje Wam wykres z akcjami spółki po atrakcyjnie niskiej cenie, w istocie zaprasza Was do gry w muzyczne krzesełka. W tej grze, prędzej czy później, ktoś nieuchronnie straci swoje pieniądze. Pytanie nie brzmi czy, ale kiedy i kto poniesie stratę.
Zastanówcie się, jak byście zareagowali, gdybym powiedział Wam, że cena akcji może nie odgrywać żadnej istotnej roli? Zapewne zdziwilibyście się, uznając moje słowa za nieprawdopodobne.
Otóż powiem Wam, że… w mojej opinii cena może nie mieć żadnego znaczenia, o ile zbudujecie sobie wcześniej magiczne pudełko Joela… Ale o tym opowiem Wam już w następnej części.