obserwuj mnie

Magiczne pudełko Joela

Wszyscy jesteśmy wychowani w kulturze konsumpcji. Kiedy dokonujemy zakupów, obsesyjnie skupiamy się na cenie. Jako ludzie posiadamy wrodzoną mentalność konsumenta i dlatego tak ogromną trudność sprawia nam jakakolwiek próba wydostania się z pułapki ceny. To jest powód, dla którego tak mocno przemawiają do nas wykresy giełdowe, które są odzwierciedleniem ceny notowanej w czasie. Niczym więcej.

W tym momencie chciałbym jednak przypomnieć Wam słowa wybitnego inwestora giełdowego:

„Rynek akcji pełen jest ludzi, którzy wiedzą wszystko o cenie, a nie wiedzą nic o wartości”.

Philip Fisher

Niby wszyscy to wiedzą, ale tak naprawdę mało kto rozumie.

Gdy skupiacie się na cenie, nie myślicie w kategorii budowy aktywa, tylko w kategorii czystego handlu. Cena oznacza trzy zmienne: kupno, sprzedaż i końcowy rezultat tej transakcji, czyli zysk lub stratę. Koniec. Zaczynasz transakcję i kończysz transakcję, otrzymując wynik dodatni lub ujemny. 

Dokładnie tak samo jak na bazarze, handlując pietruszką, albo w hurtowni, sprzedając cement, lub sklepie, sprzedając ubrania. Handel to handel. Nie ma to nic wspólnego z inwestowaniem. 

Jest to czyste urzeczywistnienie żydowskiego powiedzenia „handelle, handelle” i działanie, które zawsze wiąże się z nieodłącznym wykonywaniem pracy. Analiza ceny – analiza wykresu – analiza otoczenia – decyzja zakupowa – obserwacja zachowania kursu – analiza otoczenia – stres – decyzja sprzedażowa. Jednym słowem: praca, praca i jeszcze więcej pracy. A potem od początku i tak „w koło Macieju”.

Pracujesz – może zarobisz, może stracisz. Nie pracujesz – na pewno nie zarabiasz. Albo pracujesz, albo nie jesz. Koniec kropka.

Inwestowanie ze swej natury jest inne. Inwestowanie buduje wartość, która wymaga pracy na jakimś etapie, a na końcu działa niezależnie od tego, czy pracujesz, czy nie pracujesz w danym momencie. Inwestycja to proces mający za zadanie budowę aktywa, które na końcu wkłada Wam pieniądze do kieszeni – niezależnie od tego, czy w danym momencie pracujecie, czy też nie.

Co byście powiedzieli, gdybym zamiast ciągłego obserwowania ceny zaproponował Wam budowę magicznego pudełka Joela?

Magiczne pudełko Joela to bajka, którą ogląda namiętnie moja trzyletnia córka. Bajkowy Joel posiada magiczne pudełko, z którego jak z kapelusza wyciąga co odcinek różne magiczne rzeczy, które sprawiają mu za każdym razem dużą radość.

A co, jeżeli moglibyście mieć takie pudełko, z którego regularnie – co rok, kwartał, miesiąc – moglibyście wyciągać coś, co Was ucieszy? Moglibyście wyciągać określoną sumę pieniędzy, która wystarczyłaby Wam na dostatnie życie? Powiedzmy, tak minimum 120 000 złotych lub więcej, w zależności od Waszych potrzeb, ale za to rok w rok i to do końca życia?

Czy gdybyście mieli takie pudełko, sprzedalibyście je na giełdzie? Czy gdybyście mieli kurę znoszącą codziennie złote jajo, budzilibyście się co rano z pytaniem: za ile mógłbym dziś sprzedać moją kurę? Czy naprawdę cena miałaby wtedy dla Was jakiekolwiek znaczenie?

Zdaję sobie sprawę, że znajdą się i tacy, którzy będą chcieli taką kurę znoszącą złote jajka sprzedać, ale ja do takich osób na pewno nie należę. 

Wolałbym mieć jedno złote jajo, za to codziennie, i dysponować całym swoim wolnym czasem według własnego uznania. Wolałabym takie rozwiązanie, niż dostać od razu cały worek jaj za kurę i zastanawiać się, co wydarzy się jutro. Czy jajka nie stracą jutro na wartości, bo politycy znowuż coś tam zmajstrują przy drukarce? Tym bardziej że wartość jaj znoszonych codziennie rośnie w czasie wraz z wydrukowanymi przez polityków pieniędzmi, w przeciwieństwie do całego worka otrzymanego ze sprzedaży od razu.

Czym więc jest w takim razie magiczne pudełko Joela?

Magiczne pudełko Joela jest aktywem, które generuje wolny przepływ pieniężny w powtarzających się okresach. Może to być nieruchomość, która wkłada czynsz z najmu do kieszeni jej właściciela co miesiąc. Może nim być spółka dywidendowa, która co rok wypłaca jej właścicielowi dywidendę do kieszeni. Będzie nim biznes, który na koniec roku wypłaca zysk jej właścicielowi z całej rocznej działalności, a zysk ten można przeznaczyć na bieżące funkcjonowanie. A to wszystko dzieje się niezależnie od Waszej aktywności.

Podczas inwestowania to nie cena jest najważniejsza, tylko możliwość wygenerowania jak najwyższego, wolnego przepływu pieniężnego w określonym czasie. Cena nie ma znaczenia, znaczenie ma tylko czas, który jest niezbędny, aby spłacić z powrotem Wasz cały kapitał początkowy. A kiedy Wasz kapitał stanie się „wolny i czysty”, Wasze aktywa dalej będą Wam wkładać pieniądze do kieszeni. Miesiąc w miesiąc, kwartał w kwartał, rok w rok i tak do końca życia. A później Waszym dzieciom i wnukom. 

Po co więc patrzeć w międzyczasie na zmienność i wahania cen Waszego aktywa? Jakie to tak naprawdę ma znaczenie? Kogo obchodzi cena? Po co brać udział w grze w muzyczne krzesełka?

Oczywiście pewnie wielu z Was pomyśli od razu – tak, ale aktywa są drogie. Ile kosztuje nieruchomość, a jak mały przepływ finansowy generuje? Ile kosztuje zbudowanie własnego biznesu? Co z tego, że spółka dywidendowa płaci regularnie, jak dostanę tylko 6% zwrotu na kapitale.

I tak, i nie.

Aktywa generujące wolne przepływy pieniężne dzielą się zasadniczo na trzy kategorie. Aktywa gotowe, które już ktoś wcześniej zbudował i chce je teraz Wam sprzedać, dlatego są one już bardzo drogie. Są też aktywa wymagające czasu, pracy i zaangażowania z Waszej strony. Są również aktywa wymagające przede wszystkim finansowania z Waszej strony i pilnowania, aby sprawy szły w odpowiednim kierunku.

Pamiętacie Kompanię Wschodnioindyjską z Amsterdamu? Istnieją zasadniczo trzy drogi, aby stać się posiadaczem aktywa.

Możecie nie ryzykować, tylko kupić statek z towarem, który już bezpiecznie przypłynął do portu w Amsterdamie, ale nie będzie tanio, bo ktoś za Was poniósł ryzyko, to on zarobił dziesięciokrotność zysku na tym frachcie, a Wam w porcie zostawi ostatnie 6% zysku do wygenerowania na zupełnie bezpiecznym aktywie. 

Tak samo jest z kupowaniem innych gotowych aktywów na rynku. Kupujecie gotową nieruchomość już z najemcą? Dostaniecie około 6% zwrotu na kapitale, bo ktoś wcześniej poniósł całe ryzyko za Was: kupił działkę, zrobił projekt budowlany, wystąpił o Warunki Zabudowy, szarpał się z urzędnikami o pozwolenie na budowę, budował i użerał się z wykonawcami oraz sfinansował całe przedsięwzięcie. 

Kupujecie akcje spółek dywidendowych – dostaniecie 6% zysku na kapitale, bo ktoś kiedyś rozpoczął biznes, budował go kilkadziesiąt lat, szukał klientów, rozwijał produkty, budował rynek. Rozumiecie? Gotowe aktywa są drogie, ponieważ ktoś inny je sfinansował i poniósł za Was ryzyko. Macie kilkanaście milionów złotych? To może być już dobra opcja dla Was.

Możecie również wziąć całe ryzyko na siebie i rzucić wyzwanie losowi. Macie doświadczenie i reputację w swojej branży oraz świetny pomysł na biznes, ale brakuje Wam kapitału? Zostańcie kapitanami Waszego własnego statku. Zbudujcie biznes i poszukajcie inwestorów, którzy pomogą Wam go sfinansować w zamian za obietnicę dużych zwrotów na kapitale w przyszłości. 

Dzięki takiej opcji w przypadku sukcesu będziecie mogli zarobić tysiące, dziesiątki tysięcy lub nawet setki tysięcy procent na Waszym sukcesieBędziecie mieli tylko jedną szansę, bo w przypadku niepowodzenia, nikt więcej prawdopodobnie nie da Wam już pieniędzy. Macie doświadczenie, dobry pomysł i wolny czas, a brak Wam wystarczającego własnego kapitału? To może być najlepsza opcja dla Was.

Możecie też stworzyć własną Kompanię Wschodnioindyjską i finansować wyprawy do Azji. Wasze zwroty w przypadku sukcesów będą pokaźne, choć nie tak spektakularne jak zwroty kapitanów statku, którzy biorą całe ryzyko na siebie wraz z istotną częścią zysku. Wciąż jednak zarobicie zdrowe kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset procent, ale na pewno nie dziesiątki tysięcy procent. Za to te dziesiątki czy setki procent będą wpływać na Wasze konto regularnie, rok w rok. 

Wasze ryzyko będzie znacznie ograniczone i w przypadku niepowodzenia możecie wciąż i wciąż zaczynać od nowa, aż w końcu przyjdzie Wasz moment. Nie zdobędziecie sławy po wsze czasy, ale zbudujecie sobie aktywa, które zwrócą Wam kapitał z sowitym zwrotem lub w przypadku zagrożenia porażką zawsze możecie sprzedać dany statek mieszczanom na giełdzie. 

To najlepsza droga do osiągnięcia własnych aktywów bez ponoszenia nadmiernego ryzyka i bez nadmiernego przepłacania za nie. Macie sto lub kilkaset tysięcy złotych i trochę czasu? Chcecie z tego kapitału za kilka lat generować 120 tysięcy złotych przepływów pieniężnych rocznie lub więcej? To jest dobra opcja dla Was.

Wszystko to jednak pod jednym warunkiem, że nie dacie się zaprosić w międzyczasie do gry w muzyczne krzesełka, nie dacie sobie wmówić, że cena jest najważniejsza.

Osoby, które wierzą w cenę, skupiają swoją uwagę na handlu, a nie na budowaniu aktywów. Stają się mieszczanami, spekulantami, którzy handlują tylko pustymi aktywami, pietruszką lub cementem… skupiają swoją uwagę na cenie i od tego momentu starają się zarobić na różnicy ceny. Prędzej czy później prawdopodobnie stracą jednak wszystko, grając w muzyczne krzesełka.

Nie ma oczywiście nic złego w grze w muzyczne krzesełka, no może poza tym, że jej uczestnicy muszą już całe życie pracować, wciąż i wciąż. To ich wybór. A Wy kim wolelibyście zostać? Ten wybór także należy do Was.

A teraz pozwólcie, że opowiem Wam historię człowieka o imieniu Mike Markkula. I idę o zakład, że większość z Was o nim nigdy w życiu nie słyszała.

Na pewno jednak słyszeliście o spółce, która nigdy by nie powstała, gdyby nie on. Słyszeliście o firmie Apple…?

Ale o tym opowiem Wam już w następnej części.

Chcesz wiedzieć więcej?

Zmień myślenie...

Inwestuj Inaczej

facebook youtube linkedin