
Na rynkach finansowych funkcjonuje wiele mitów, a teorie ekonomiczne często mijają się z rzeczywistością. Każdy, kto ma choć trochę praktyki w inwestowaniu, wie, że prawda rynkowa często wygląda zupełnie inaczej, niż sugerują to podręczniki akademickie. Praktyka ma niewiele wspólnego z teorią – zgodnie z zasadą:
„W teorii możemy upiec kurczaka w piekarniku w pół godziny, jeśli ustawimy piekarnik na 400 stopni, zamiast na 200. W praktyce skończy się to na zamówieniu pizzy na wynos”.
autor nieznany
Teoretycy rynków finansowych, spoglądający z wygodnego fotela uniwersyteckiej katedry, opracowali teorię efektywności rynku (EMH), która zyskała popularność dzięki pracy Eugene’a Famy i jego zwolennikom ze szkoły chicagowskiej. Zgodnie z nią rynek jest zawsze dobrze poinformowany, wie wszystko na czas, ceny danych aktywów odzwierciedlają wszystkie dostępne informacje, eliminując wszelkie możliwości osiągnięcia przewagi dzięki prawu równowagi popytu i podaży. Pokonanie szerokiego rynku w powtarzalny sposób w długim terminie jest więc zwyczajnie niemożliwe. To wszystko brzmi wspaniale i budzi zachwyt wielu uczestników rynku twierdzących, że najlepszą strategią jest kupno całego szerokiego indeksu wszystkich akcji. Ale jak uczy nas życie, praktyka pokazuje nam coś zupełnie innego.
Teoria EMH sugeruje, że wszyscy uczestnicy rynku powinni teoretycznie być wynagradzani jedynie za podejmowanie dodatkowego ryzyka, a nie za umiejętność prawidłowego podążania za ruchami rynkowymi. Inwestowanie w szeroki indeks ma na celu zminimalizowanie kosztów transakcyjnych i ryzyka specyficznego dla pojedynczych aktywów, zapewniając jednocześnie średni rynkowy zwrot na kapitale.

Dzięki Bogu kurczak jednak w tym wypadku po prostu spalił się w piekarniku.
Teoria efektywności rynku została stworzona przez akademików, którzy spędzają czas w salach wykładowych, a nie na parkiecie giełdowym. Praktycy rynku – inwestorzy, spekulanci, menedżerowie funduszy – wiedzą, że rzeczywistość inwestowania jest znacznie bardziej złożona i skomplikowana. W rzeczywistym świecie kluczową rolę odgrywają emocje, intuicja i doświadczenie. Teoretycy mogą ignorować te czynniki, ale dla każdego, kto zarządza prawdziwymi pieniędzmi, jasne jest, że są one nieodłączną częścią tej gry.
Dzięki tej złożoności giełda jest jednym z najlepszych narzędzi do budowania majętności i wolności finansowej na świecie. Jest to niestety rzecz, której nie uczą nikogo w żadnej szkole, na żadnym poziomie. A szkoda.
Rynek nie może być zawsze efektywny, ponieważ średnia opinia inwestorów na temat rynku jest zawsze obarczona błędem wynikającym chociażby z jej uśrednienia. Jeżeli wszyscy uczestnicy rynku podążaliby za tą samą logiką i informacjami, wszelkie decyzje inwestycyjne stałyby się zbyt jednorodne, prowadząc do braku zmienności rynku. To z kolei spowodowałoby brak przestrzeni do wygenerowania zysku innego niż płynącego z samej spółki w postaci dywidendy.
Rzeczywistość pokazuje jednak, że rynki są napędzane przez różnorodne opinie i strategie, które tworzą dynamikę uwidaczniającą się w postaci zmienności cen.
Twierdzenie, że ceny rynkowe zawsze odzwierciedlają wszystkie dostępne informacje, jest naiwne. Inwestorzy nie są bezdusznymi maszynami analitycznymi – mają emocje, popełniają błędy i działają pod wpływem stresu. Te emocjonalne i irracjonalne decyzje prowadzą do sytuacji, w których przez większość czasu ceny są albo za wysokie, albo za niskie w stosunku do rzeczywistej wartości danego aktywa.
Rynek, który opiera się na pomyłkach i błędnych opiniach, może być pobity przez inwestorów, którzy myślą inaczej, odbiegając od średniej opinii. Jeśli większość inwestorów wierzy w teorię efektywności rynku i podejmuje decyzje zgodnie z nią, to ci, którzy potrafią dostrzec nieefektywności i wykorzystać je, mogą osiągnąć ponadprzeciętne zyski. Nieefektywność rynków prowadzi do okazji, które mogą zostać wykorzystane przez tych, którzy mają odwagę myśleć inaczej i działać poza utartymi schematami – zgodnie ze słowami:
„Zdolność do zarabiania na rynku polega na identyfikowaniu nieefektywności i wykorzystywaniu ich. Nie każdy inwestor ma tę zdolność”.
Michael Steinhardt
Czy w takim razie teoria efektywności rynku jest jak spalony kurczak w piekarniku, którego nie da się już uratować?
Nie do końca. Giełda po prostu nie jest czarno-biała. Nie jest ani w pełni efektywna, ani całkowicie nieefektywna. To raczej spektrum stanów pomiędzy różnymi ekstremami, gdzie emocje odgrywają kluczową rolę, a sam rynek z różnym skutkiem cały czas próbuje dążyć do punktu równowagi. Ale między czarnym i białym ekstremum istnieje cała różnorodna paleta barw, dokładnie taka sama, jak między punktem efektywności rynku a ekstremum nieefektywności, gdzie istnieje niezliczona ilość odcieni emocji, błędnych reakcji i działań uczestników rynku.
Im więcej dobrze przygotowanych i profesjonalnych graczy w danym segmencie rynku, tym bardziej staje się on efektywny. Profesjonaliści, dzięki swoim umiejętnościom, doświadczeniu i dostępowi do szybszych i dokładniejszych informacji, są w stanie znacznie redukować nieefektywności rynku.
Jednak w segmentach rynku zdominowanych przez amatorów, emocje i błędne decyzje tworzą więcej nieefektywności, które łatwiej jest wykorzystać na swoją korzyść. To dlatego rynki nieefektywne, zdominowane przez dużą liczbę graczy amatorów, są znacznie lepsze do generowania wyższej stopy zwrotu. Korzystając z przewagi własnego profesjonalizmu i zdolności do dostrzegania okazji, możemy zidentyfikować i wykorzystywać nieefektywności, tak by osiągać wyniki znacznie przewyższające przeciętne zwroty rynkowe.

Teoria efektywności rynku, choć przekonująca w swej prostocie, nie wytrzymuje próby z rzeczywistym rynkiem giełdowym. W praktyce rynki pełne są nieefektywności, emocji i irracjonalnych decyzji, dlatego tak istotne jest zrozumienie, czym jest wartość… Ale o tym opowiem Wam już w kolejnej części.