
Większość inwestorów giełdowych daje się wpuścić w maliny dużym instytucjom finansowym, biegając po rynku bez ładu i składu. Niby szukają okazji inwestycyjnych, ale nie wiedzą, gdzie ich szukać i jak to robić. A na rynku roi się od różnych pułapek, które zwyczajnie mogą Was zwieść na manowce. Wielu inwestorów nie zdaje sobie sprawy, że naśladowanie zasad inwestycyjnych kreowanych przez duże instytucje finansowe skutkuje stosowaniem strategii inwestycyjnych niedopasowanych do własnego portfela inwestycyjnego. To jak mieszanie grochu z kapustą, czyli przepis na piękną katastrofę.
Na rynku giełdowym panuje ogólny chaos. Większość graczy nie ma pojęcia, w co inwestuje ani dlaczego. Podążają za modą, trendami i radami „ekspertów” z dużych instytucji finansowych, które nie mają nic wspólnego z ich rzeczywistymi potrzebami i możliwościami. Niestety, takie podejście rzadko przynosi dobre efekty. Zamiast tego inwestorzy powinni pamiętać, że rynek giełdowy to skomplikowany ekosystem, który wymaga precyzyjnego podejścia i indywidualnej strategii inwestycyjnej dopasowanej do własnych możliwości finansowych. Każde działanie ma swoje specyficzne cechy, różny potencjał oraz różne ryzyka.
Każdy segment rynku wymaga innej strategii inwestycyjnej. To, co działa w jednym segmencie, może kompletnie zawieść w innym. Niestety, wielu inwestorów ignoruje tę podstawową zasadę. Zamiast tego szukają jednej, uniwersalnej strategii inwestycyjnej, co jest równie rozsądne jak próba naprawienia wszystkiego jednym kluczem francuskim. To absurd. Jeśli chcesz naprawdę odnieść sukces na rynku giełdowym, musisz dostosować swoje działania do wybranego rynku, na którym działasz.

Jednym z największych błędów, jakie popełniają inwestorzy, jest podążanie za strategiami lansowanymi przez duże instytucje finansowe. Te instytucje operują na ogromnych kapitałach i ich strategie są dostosowane do bardzo dużych portfeli inwestycyjnych. Nie mają one jednak zastosowania do małych i średnich portfeli. Strategie dużych instytucji są zaprojektowane tak, aby przynosić małe, lecz stabilne zyski na ogromnych sumach pieniędzy. Dla małych i średnich inwestorów takie podejście jest całkowicie nieefektywne.
Jednym z klasycznych przykładów strategii promowanych przez duże instytucje finansowe jest zasada budowania portfela na zasadzie 60/40. Zasada ta mówi, że 60% portfela powinno być zainwestowane w akcje, a 40% w obligacje. Na pierwszy rzut oka może to wydawać się rozsądnym podejściem – dywersyfikacja i równowaga między ryzykiem a stabilnością. Ale dla małych portfeli to jest jak kula zawieszona u nogi.
W tym miejscu zacytuję znamienne słowa wybitnego inwestora i ekonomisty, pełniącego funkcję głównego zarządzającego funduszu non-profit Uniwersytetu Yale:
„Portfel 60/40 to anachronizm. Nie uwzględnia on znaczenia alternatywnych inwestycji w osiąganiu lepszych zwrotów i zarządzaniu ryzykiem”.
David Swensen
Część obligacyjna takiego portfela przynosi zwroty, które odpowiadają ledwie poziomowi inflacji i to też nie zawsze, co sprawia, że nie jest to efektywny sposób budowania kapitału inwestycyjnego. W praktyce oznacza to, że Wasze pieniądze ledwo nadążają za rosnącymi cenami zamiast generować realne zyski, które budują Wasz portfel inwestycyjny. Jeżeli nie macie wciąż bardzo dużego portfela inwestycyjnego, nie popełniajcie tego błędu, on tylko spowolni uzyskiwane przez Was efekty.
Inwestowanie w obligacje przyniesie bardzo małe stopy zwrotu na Waszym kapitale w długim terminie. Obligacje mogą być użyteczne jako bezpieczne miejsce do przechowywania tej części portfela, w której trzymasz swoją niezainwestowaną jeszcze gotówkę, która czeka na przyszłe okazje. Zwłaszcza w czasach wysokich stóp procentowych, kiedy inflacja jest wysoka, a obligacje są indeksowane inflacją i zapewniają dodatkową premię na akceptowalnym poziomie. W takich okresach obligacje indeksowane inflacją mogą oferować nawet przyzwoite zwroty.

Jednak gdy stopy procentowe są niskie, trzymanie pieniędzy w obligacjach to jak trzymanie ich w przysłowiowej skarpecie – bezpieczne, ale bez jakichkolwiek szans na realne zyski. To już lepiej trzymać tę gotówkę na nieoprocentowanym koncie maklerskim, gdzie przynajmniej macie szybki dostęp do kapitału, gdy pojawi się naprawdę atrakcyjna okazja inwestycyjna.
Kolejną idiotyczną strategią jest dywersyfikacja geograficzna, często zalecana przez duże instytucje finansowe jako sposób na minimalizowanie ryzyka inwestycyjnego. Ale dla małych i średnich inwestorów, szczególnie inwestujących na nieefektywnych rynkach, to podejście ma same wady.
Ciekawie odniósł się do tego aspektu jeden z najbardziej znanych i szanowanych inwestorów w historii rynku finansowego:
„Nie musisz posiadać nieskończonej liczby akcji ani dywersyfikować się wszędzie. Musisz mieć te właściwe”.
Peter Lynch
Inwestując w spółki zagraniczne, tracicie możliwość bezpośredniego kontaktu ze spółką. Nie możecie pojechać na walne zgromadzenie akcjonariuszy ani mieć kontaktu z jej zarządem i porozmawiać o sytuacji w samej spółce. Zaczynacie inwestować zupełnie w ciemno.
Taka strategia może mieć sens, ale tylko dla segmentu spółek dojrzałych generujących stałe przepływy finansowe dla inwestorów, gdzie można już polegać na samych raportach finansowych publikowanych przez te spółki. Dla wszystkich innych segmentów rynku dywersyfikacja geograficzna jest całkowicie nieefektywna i wręcz niebezpieczna, ponieważ nie możecie prawidłowo i szczegółowo monitorować sytuacji, jaka ma miejsce w samej spółce.
Wiele instytucji finansowych poleca inwestowanie w największe spółki z indeksu WIG20, kreując narrację, że taka inwestycja jest najbezpieczniejsza. To kompletna bzdura. Wiele spółek z indeksu WIG20, zwłaszcza te z udziałem Skarbu Państwa, znajduje się w fazie zmierzchu swojej działalności. Takie spółki ani nie generują już wzrostu swojej wartości, ani przepływów finansowych dla swoich akcjonariuszy.

Inwestowanie w spółki w fazie zmierzchu działalności ma sens tylko dla bardzo dużych graczy rynkowych, którzy mogą kupić całą spółkę po niskiej cenie (wskaźnik ceny do wartości księgowej poniżej 0,5), podzielić ją na części oraz wyprzedać jej majątek po kawałku. Takie działanie może przynieść zysk inwestorowi, tylko kogo z Was stać na zakup spółki za kilka miliardów złotych? Każda inna strategia w tym segmencie rynku nie ma sensu, ponieważ te spółki są jak tonące statki, nie przynoszą żadnych realnych zysków w długim terminie – lepiej ich unikać, jeśli nie macie środków i możliwości, aby je przejąć w całości i sprzedać te części biznesu, które mogą być interesujące dla innych spółek z tego sektora.
Dywersyfikacja branżowa to kolejna strategia często zalecana przez duże instytucje finansowe. Jest to podejście polegające na inwestowaniu w spółki z różnych branż, aby zmniejszyć własne ryzyko związane z jednym sektorem gospodarki. Dla małych i średnich portfeli taka strategia jest jednak problematyczna.
Do sensu stosowania dywersyfikacji branżowej odniósł się kiedyś sam Philip Fisher w swojej książce Zwykłe akcje, niezwykłe zyski.
„Najlepsze rezultaty osiągniesz, koncentrując swoje inwestycje w kilku wyjątkowych spółkach, które dogłębnie zrozumiałeś zamiast rozpraszać swoje zasoby na wiele branż”.
Philip Fisher
Zamiast wyszukać i wybrać do portfela najlepsze spółki w danym momencie obecne na rynku, sztucznie dywersyfikujesz portfel, dodając do niego spółki z innych branż, które niekoniecznie będą dobrymi inwestycjami w długim terminie. Takie działanie może mieć jakiś sens dla ogromnych portfeli, takich powyżej 100 milionów złotych, gdzie dywersyfikacja jest niezbędna ze względu na ograniczoną liczbę okazji dostępnych na rynku, ale nie dla małych i średnich portfeli inwestycyjnych.
Rebalansowanie portfela to kolejna powszechnie zalecana strategia, która polega na okresowym przywracaniu oryginalnych proporcji portfela poprzez sprzedaż części aktywów, które wzrosły, i kupno tych, które spadły. Nawet na papierze nie brzmi to sensownie – utrzymywanie sztucznej równowagi to tylko pozorna kontrola ryzyka.
W praktyce jednak to jest czysta głupota. Rebalansowanie ogranicza Wasze zyski, ponieważ nie pozwalacie swoim zyskom dalej szybko rosnąć. Zamiast tego sprzedajecie zwycięskie akcje i kupujecie te, które nie radzą sobie dobrze i przynoszą same straty. Przecież chcecie mieć w portfelu jak najwięcej spółek, które są w danym momencie w silnym trendzie wzrostowym i generują zyski, a nie ograniczać je poprzez rebalansowanie i kupowanie tych, które cały czas spadają i generują same straty. Widzisz, jaka to głupota? Kiedyś odniósł się do tego tematu jeden z najwybitniejszych inwestorów w historii świata:
„Wolę trzymać moje najlepsze inwestycje przez długi czas, niż sprzedawać je tylko dlatego, że zyskały na wartości. Rebalansowanie jest przereklamowane”.
Charlie Munger
Inwestowanie w fundusze indeksowe to kolejna z wielu strategii, które są promowane przez ancymonów z korporacji finansowych. Jest to podejście polegające na inwestowaniu w szeroki indeks, co ma na celu zminimalizowanie ryzyka, ale w zamian zapewnia bardzo niskie stopy zwrotu, odpowiadające całemu szerokiemu rynkowi. Jaki jest sens inwestować swój kapitał w długim terminie, skoro uzyskiwaną wielkość procentową w skali roku da się policzyć na palcach jednej ręki?
„Inwestowanie w fundusze indeksowe to podejście, które może być rozsądne dla przeciętnego inwestora, ale nie jest to droga do osiągnięcia ponadprzeciętnych wyników. W długim okresie samodzielne inwestowanie w wybrane akcje może przynieść znacznie lepsze rezultaty”.
Warren Buffett
Dla osób, które rzeczywiście nie mają czasu zajmować się swoimi inwestycjami, może to być sensowne rozwiązanie. Lepsze to niż zwroty generowane na lokatach bankowych czy obligacjach, ale dla kogoś, kto interesuje się giełdą i ma już wiedzę na temat rynku, to marnowanie potencjału.
Wspomniałem już o dywersyfikacji branżowej i geograficznej, ale uczciwie rzecz stawiając, żaden rodzaj dywersyfikacji – rozumianej jako „mnożenie bytów” – nie przyniesie Wam spodziewanych korzyści. Dywersyfikacja sama w sobie to raczej kolejna bzdurna strategia promowana przez duże instytucje finansowe jako sposób na zmniejszenie ryzyka. Jednak dla małych i średnich inwestorów przynosi więcej strat niż korzyści.
Dywersyfikacja nie daje możliwości osiągania zwrotów zauważalnie wyższych od inwestowania w szeroki indeks. Możesz poruszać się w przedziale +/- 3% od tego, co oferuje szeroki indeks, więc co to tak naprawdę dla Was zmieni, jeżeli wciąż obracacie małymi kwotami? Dywersyfikacja jest jak bieganie w kółko bez celu – niby się ruszasz, ale nigdzie nie dochodzisz.
Samo posiadanie dużej liczby spółek, tak ze 20 czy 30 w portfelu, nie umożliwia ich prawidłowej weryfikacji – zabraknie Wam na to zwyczajnie wolnego czasu. Podpisuję się dwoma rękoma pod następującym stwierdzeniem:
„Dywersyfikacja jest ochroną przed ignorancją. Ma bardzo mało sensu dla tych, którzy wiedzą, co robią”.
Warren Buffett
Jeśli wiecie, co robicie, lepiej skupcie się na kilku solidnych inwestycjach zamiast rozpraszać swoje zasoby na wiele różnych spółek. Posiadanie dużej liczby spółek w portfelu nie tylko ogranicza Wasze zyski, ale także utrudnia dokładne monitorowanie każdej z nich. Zamiast tracić czas na dywersyfikację, lepiej poświęcić go na dogłębną analizę kilku wybranych inwestycji, które mają potencjał naprawdę znaczących zwrotów. W ten sposób nie tylko zwiększycie swoje szanse na sukces, ale także unikniecie pułapki przeciętności, w którą wpadają ci, którzy ślepo podążają za zasadą dywersyfikacji.
Unikanie pułapek kreowanych przez duże instytucje finansowe, zrozumienie segmentacji rynku i przygotowanie odpowiedniej strategii inwestycyjnej dopasowanej do własnych możliwości i oczekiwań jest kluczem do sukcesu na rynku giełdowym.

Świadome inwestowanie, oparte na dogłębnej analizie i zrozumieniu rynku, przynosi zawsze znacznie lepsze rezultaty. Nie dajcie się wpuścić w maliny i inwestujcie mądrze. Tylko wtedy macie szansę na osiągnięcie prawdziwego sukcesu i uzyskanie wysokich stóp zwrotu na swoim kapitale.
Skoro już wiecie, czego na pewno unikać, to skupmy się na istotnych szczegółach, czyli wisienkach na Waszym torcie urodzinowym… Ale o tym opowiem już Wam następnym razem.