obserwuj mnie

Dylematy

Rzecz będzie o inwestowaniu. Tylko czy w świecie, gdzie każdy chce mówić o pomnażaniu pieniędzy, a mało kto rozumie, jak robić to dobrze, warto dodawać kolejny głos do tego chóru? To pytanie nie daje mi spokoju, gdy rozważam pomysł uruchomienia bloga o inwestowaniu. Z jednej strony w dzisiejszych czasach istnieją niemal niewyczerpane źródła informacji, z drugiej zaś zewsząd otacza nas szum informacyjny, obserwujemy błędne koło zachowań i brak zrozumienia prawdziwej natury inwestowania.

A przecież inwestowanie jest kluczem do finansowej wolności. Jest kluczem do odzyskania własnego czasu i osiągnięcia lepszego standardu życia. Mimo to wciąż pozostaje tematem tabu. Dlaczego ludzie unikają tej dyskusji? Czy to strach przed ryzykiem, czy może brak wiary we własne umiejętności powstrzymuje ich przed zbudowaniem solidnego majątku? Odpowiedź okazuje się błaha i przyziemna: inwestowanie wymaga nie tylko wiedzy, ale przede wszystkim odwagi do podjęcia pierwszego kroku.

W dzisiejszych czasach, w dobie internetu dostęp do informacji jest łatwiejszy niż kiedykolwiek. Tylko czy łatwość dostępu do wiedzy równa się jej wysokiej jakości? Przykładem niech będą akcje spółek giełdowych, które mimo braku jakiejkolwiek wartości zyskiwały na popularności właśnie przez szum informacyjny, jaki przetoczył się wokół nich w mediach społecznościowych. Co za tym idzie, ich kursy krótkotrwale i gwałtownie rosły – często bez solidnego uzasadnienia, by na końcu ich właścicieli doprowadzić do straty większości zainwestowanych pieniędzy. To tylko pokazuje, jak łatwo w tym świecie można zostać zwiedzionym przez chwilowe trendy.

A przecież już sto lat temu J. P. Morgan, założyciel największego banku inwestycyjnego na świecie zauważył:

„Nic nie jest tak destrukcyjne dla racjonalnego myślenia, jak widok sąsiada, który się bogaci”.

John Pierpont Morgan

Ten cytat dobrze oddaje ideę, jak w prosty sposób psychologia tłumu potrafi szkodzić naszym decyzjom finansowym. Widząc innych, którzy szybko się bogacą, łatwo ulegamy pokusie naśladowania – najczęściej kosztem racjonalnego myślenia, a w konsekwencji zainwestowanych pieniędzy.

Pomimo tych wszystkich wyzwań zdecydowałem się pisać. Chcę przekazać swoją wiedzę i doświadczenie – nie tylko obecnemu pokoleniu inwestorów, ale przede wszystkim własnym dzieciom. Chcę, aby kiedyś zrozumiały, że inwestowanie to nie tylko liczby, ale przemyślane działanie i nieszablonowe strategie.

W końcu pamiętam swoje własne początki, moje nadzieje, ekscytacje i wiarę w zwycięstwo, niepoparte niestety żadnym solidnym fundamentem. Ileż sam dałbym wtedy za to, aby ktoś wskazał mi prawidłowe ścieżki, dzięki czemu uniknąłbym tych wszystkich przegranych bojów na początku swojej przygody z inwestowaniem. Niech to będzie mój specjalny prezent dla Was, prezent, jakiego sam nigdy nie otrzymałem, ofiarowany z wiarą w to, iż dobro zawsze – prędzej czy później – do nas wraca.

Tak więc moje dylematy dotyczące pisania odkładam na bok. Niech chęć dzielenia się wiedzą i doświadczeniem będzie wystarczającym powodem, by zacząć. Czy jesteście gotowi spojrzeć na inwestowanie z mojej perspektywy, pokonując wraz ze mną kolejne stopnie finansowego wtajemniczenia? To pytanie pozostawiam już Wam, moim przyszłym czytelnikom. Obiecuję, że będę pisał jasno, prosto i możliwie zrozumiale. A miarą sensu moich wypowiedzi niech będzie jakość przekazywanych treści i zainteresowanie czytelników.

Zacznijmy zatem. Przejdźmy do kluczowych kwestii, które pozwolą lepiej zrozumieć każdą dalszą część tej opowieści. Bez zbędnego cofania się i porównywania jej z innymi elementami tej samej układanki. Zaczniemy więc od… klepsydry. Ale o niej już następnym razem.

Chcesz wiedzieć więcej?

Zmień myślenie...

Inwestuj Inaczej

facebook youtube linkedin